Alpy Hannibala – recenzja konkursowa użytkownika mrweista

Facebooktwitter

nflixpl-konkurs-wakacyjny-2017-2-2-chmura

Zgodnie z zapowiedzią, publikujemy recenzję pierwszego z laureatów. Zapraszamy do czytania:

Gdy na początku tego wieku w kinach olbrzymimi sukcesami zostawały takie filmy jak “Gladiator”, “Troja” czy “Ostatni Samuraj” zwracając na siebie uwagę nie tylko widzów, ale także krytyków oraz członków wszelakich kapituł czy akademii rozdających nagrody za największe dokonania artystyczne w świecie filmowym w danym roku, nikt nie przypuszczał, że trend na “wielkie epopeje historyczne” może się tak szybko zakończyć. Od niemal kilkunastu lat kolejne próby w tym gatunku zapełniały długą jak broda Merlina listę filmowych porażek. Nawet Ridley Scott nie był w stanie osiągnąć poziomu swojego magnum opus jakim był wspomniany wcześniej “Gladiator” z Russelem Crowem, tworząc jedynie dobre “Królestwo Niebieskie” w 2005 roku, nową adaptację przygód “Robin Hooda” w 2010 roku oraz kiepskie “Exodus: Bogowie i królowie” cztery lata później. Ogromne skalą dramaty historyczne zostały na długi okres tematem tabu dla producentów, chcących uniknąć topienia swoich pieniędzy rekreując zamierzchłą przeszłość na wielki ekran. Potrzeba było niezwykle odważnego (a także odpowiednio majętnego) twórcy, który ponownie przypomni magię dawnych epok i przełamie gatunkowy nieurodzaj. Takiego jak Christopher Nolan.

“The Crossing of the Alps” o polskim, jakże antyklimatycznym tytule “Alpy Hannibala”, to artystyczna adaptacja jednej z najsłynniejszych militarnych kampanii w historii świata. Nolan przenosi nas w czasie ponad 2200 lat wstecz, by przyjrzeć się potężnej armii pięcdziesięciu tysiecy kartagińskich zbrojnych pod wodzą Hannibala, okrutnego dowódcy wojskowego, którego sportretował Tom Hardy, znany ze wcześniejszych filmów Brytyjczyka. Już od pierwszej minuty filmu znajdujemy się w zimnych, nieprzyjaznych Alpach z którymi kontrastują niknące na tle alpejskiej scenerii słonie oraz śniade karnacje nietutejszych żołnierzy z północy Afryki, dopiero poznających jakże przerażające siły natury. Twórca “Incepcji” oraz “Interstellar” już ma doświadczenie w ujarzmianiu śnieżnych, górzystych krajobrazów, niejednokrotnie bywał swoimi filmowymi ekipami chociażby na Islandii czy Alasce – tutaj to właśnie taka sceneria go najbardziej interesuje. Nolan skupia się jedynie na kilkumiesięcznej wędrówce przez Alpy, która stanowi prolog do późniejszej drugiej wojny punickiej i była logistycznym cudem Hannibala, dzięki któremu udało się zaskoczyć Rzymian, atakując z północy.

Jest to dzieło, które swoją strukturą przypomina “Dunkierkę”, która dwa lata temu zdobyła Oscara za najlepszy film. Ponownie jest to narracja nieliniowa, w której spoglądamy na trzy plany czasowe, odległe od siebie o kilka tygodni. W jednym spoglądamy na żołnierzy wkraczających w Alpy, w drugim marznących w sercu Alp, w trzecim – już wychodzących z tego pasma górskiego. Nieoczywista zabawa z czasem to znak rozpoznawczy Christophera Nolana i również tym razem udało się. Reżyser pewną ręką trzyma kontrolę nad zagmatwaną narracją oraz stale intensyfikuje ją, wzmagając częstotliwość, z którą widzowie sięgają po popcorn i zagryzają go nerwowo. Ekscytuje go ciągły “wyścig z naturą”, składa hołd ludzkiej wytrzymałości i sile woli. Nawet tak wielka postać w historii jak Hannibal jest tu jedynie bezradna i wycieńczona w starciu z górami, co kontrastuje z wyobrażeniami widzów, jakże wielu z nas widzi historycznych bohaterów jako niezwyciężonych oraz posągowych, jednak tutaj, jest to portret osoby cierpiącej w walce o wyznaczone cele, nierzadko gotowej do poświęceń, doświadczającej również bólu psychicznego, żegnając się z umierajacymi przyjaciółmi i towarzyszami.

Od strony technicznej jest to kolejne niesamowite dokonanie Nolana i ludzi z nim współpracujących. Przede wszystkim należy zwrócić uwagę na pracę operatora Hoyte Van Hoytemy, który w kamerach IMAX uchwycił Alpejskie krajobrazy, które jeszcze nigdy nie były tak przerażające i piękne zarazem. Hans Zimmer wzbogaca obraz o kilka wspaniałych motywów muzycznych, które być może są najlepszymi dokonaniami Niemca w jego długiej karierze. Jego soundtrack przyprawia o gęsią skórkę w połączeniu z niezwykle charakterystycznym “szumem gór”, który zajmuje w filmie niemal tyle samo czasu co muzyka. W ostateczności jest to film niemalże perfekcyjny, trzymający widza w ciągłych nerwach, świetnie zagrany przez Toma Hardego, pretendujący do kolejnych Oscarów w karierze Christophera Nolana. Unikatowe kino, pełne pasji do kina oraz gatunku, które może natchnąć wiarą producentów, że takie kino, jest warte uwagi i każdych pieniędzy.

Gratulujemy!

KOMENTARZE:

Dodaj komentarz

Loading Disqus Comments ...
banner