Roman Empire: Reign of Blood – oceniamy pierwszy sezon

Facebooktwitter

AD65810_ROME

Połączenie serialu fabularnego i dokumentu może wydawać się dość pomysłowe, ale nie bez przyczyn nie jest to często stosowany zabieg. Gdy na warsztat bierzemy wydarzenia historyczne, twórcy muszą być świadomi, że mocno ogranicza to swobodę w prowadzeniu fabuły. W tym przypadku należało by jednocześnie zadowolić widza i być odpowiednio wiernym historii. Jak wiadomo, nie zawsze jest to tak oczywiste – nawet najwierniejsze filmowe biografie pozwalają sobie na odstępstwa od prawdy. Nie ma w tym nic złego, chcemy przecież oglądać dobre widowisko, a nie…. Dokument?

roman 3

Roman Empire: Reign of Blood to krótki mini-serial produkcji Netflixa, który podejmuje wyzwanie stworzenia tego interesującego mariażu. Narratorem wydarzeń został sam Sean Bean, a do współpracy zaproszono również sztab historyków, których wypowiedzi przeplatają akcję serialu. Historię cesarza Rzymu Kommodusa sfabularyzował oskarowy Gladiator, więc naturalne wydaję się, że Reign of Blood ma okazję przybliżyć widzom tę postać bliżej faktom.

roman-empire-reign-of-blood-700x393

Miałem obawy jak odbiorę serial w którym co chwilę wyrywa się widza z akcji, by ktoś udzielił fachowego komentarza z offu. Te obawy były bezpodstawne. Szybko uświadomiłem sobie, że konstrukcja Reign of Blood nie odbiega zbytnio od wielu programów historycznych, które można obejrzeć na National Geographic czy Discovery. Różne są jedynie proporcje – zwykle ubogie i proste scenki inscenizacyjne zastąpiono profesjonalnymi aktorami i miłymi dla oka planami, a warstwa dokumentalna zostaje nieco zepchnięta w tło. Dlatego też, serial łatwo wzbudza zainteresowanie widza – forma nie jest tak odległa jak mogło by się pierwotnie wydawać.

Cw_ccm8XAAAQdoM

Reign of Blood ma jednak problemy. Jeśli widz nastawi się na serial, do których przyzwyczaił nas format „Netflix Original” – może być nieco rozczarowany. Aktorzy nie mają tu zbyt wiele do zagrania, zwłaszcza, że przez większość czasu narrator bądź któryś z historyków, wyjaśniają co dzieje się na ekranie. Włącznie z tłem historycznym, uczuciami czy motywacjami bohaterów. To wszystko sprawia, że nie ma tu miejsca na żadną wielowątkowość, a nawet tak prostą rzecz jak odpowiednie budowanie napięcia. Nie mogę mieć zarzutów wobec aktorów, brak tu szans na jakikolwiek popis. Ciężko jednak zaangażować się mocniej w to co dzieję się na ekranie, gdy to Sean Bean opowiada o tym co czują bohaterowie – a nie oni sami.

AD65773_ROME

Drugim poważnym zarzutem wobec Reign of Blood jest budżet produkcji. Jak już wspomniałem, przyzwyczailiśmy się do tego, że łatka „Netflix Original” gwarantuje pewien poziom. Roman Empire: Reign of Blood wygląda niekiedy jak teatr telewizji czy sitcom. Przygotujcie się na oglądanie wielokrotnie tych samych miejsc, tych samych plenerów, tych samych kostiumów. Mało tego, wrzucone gdzieniegdzie animacje komputerowe okropnie trącą myszką (może oprócz sekwencji tytułowej). Są celowo mało wyraźne by ukryć ich słabą jakość i niezwykle kontrastowo wypadają przy innych, ostrych jak żyleta ujęciach. W miejscach gdzie najwyraźniej skończyły się fundusze, zdecydowano się na ryciny czy ilustracje z komentarzem, co jeszcze bardziej potęguje złe wrażenie. Być może budżet serialu był większy niż standardowego dokumentu Discovery Channel, ale i tak wypada blado. Pozorów ‘epickości’ nie da się wywołać tylko orkiestrową muzyką czy pompatycznymi ujęciami w zwolnionym tempie – tą epickość wypadało by pokazać na ekranie.

W sześć odcinków poznamy skróconą wersję 13 lat panowania Kommodusa w Rzymie, tym niemniej nie spodziewajcie się ani wyczerpującej lekcji historii ani ekscytującego serialu fabularnego. Oba gatunki bardzo sprawnie przeszkadzają sobie w uczynieniu z Reign of Blood czegoś więcej. Potencjał ugrzązł gdzieś między niskim budżetem, a ograniczającą formą dokumentu. Gdyby serial dostał parę dolarów więcej i zdecydowano się na czysto fabularny format – możemy tylko gdybać, że aktorzy mieli by okazję nadać postaciom więcej życia, a niski budżet nie bił by tak po oczach.

fdRAVbMSTCUQb4UvIg21Ef1UsMrwIzd338uE6GjWreU
Mimo wszystko, zaskoczę. Pomimo powyższych zarzutów, serial ogląda się całkiem przyjemnie. Jest na to odpowiednie słowo  – Reign of Blood jest .. nieszkodliwy. Gdy podchodzimy do niego bez większych oczekiwań, dostarcza umiarkowanych wrażeń. Nie mam powodów by okazać mu niechęć, bo wydaję się, że twórcy zrobili wszystko by wycisnąć z konceptu ile mogli. Roman Empire: Reign of Blood warto trzymać w zanadrzu, jeśli zabraknie wam pomysłów na wieczór. Poczynania Kommodusa są warte poznania i chociaż z tego powodu można rozważyć obejrzenie Rządów Krwi. Wszyscy fani historii starożytnej na pewno znajdą więcej powodów do dania mu szansy. Miejmy nadzieję, że potencjalny sezon drugi wyniesie się trochę ponad przeciętność.

badrain

gamer, kinomaniak, ciasteczkowy potwór

KOMENTARZE:

Dodaj komentarz

Loading Disqus Comments ...
banner