iBoy (2017) – recenzja

Facebooktwitter

iboy-1200-1200-675-675-crop-000000

Filmy o superbohaterach rządzą na listach najlepiej zarabiających produkcji Hollywood. Trend wydaję się utrzymywać mimo upływu kolejnych lat. Lekki i humorystyczny styl Marvela wciąż dominuje nad mroczym i poważnym DC Comics, ale nie brakuje fanów po obu stronach barykady. Wydaję się, że wytwórnia Marvel znalazła złoty środek i ukształtowała tym sposobem oczekiwania konsumentów co do kina komiksowego. I jeśli, drodzy czytelnicy, jesteście wielbicielami takiego podejścia, iBoy będzie dla was ciężkostrawny.

Netflix doskonale radzi sobie z superbohaterami – postaci takie jak Daredevil, Jessica Jones czy Luke Cage właśnie tu znalazły swoją przystań. Idealne przykłady jak ze smakiem przedstawić poważnych bohaterów, a przy tym nie utopić ich w mroku i depresji tak gloryfikowanej przez chociażby ostatnie filmowe przygody Batmana i Supermana.  iBoy chce kroczyć tą samą ścieżką, ale niestety jedynie niemrawo kuśtyka za kolegami.

tom-in-iboy

Film od razu przyjmuje poważny klimat. Tom, przeciętny nastolatek mieszkający w nieciekawej dzielnicy Londynu jest świadkiem napaści zamaskowanych mężczyzn na swoją koleżankę Lucy. Zdarzenie nie kończy się szczęśliwie, a Tom zostaje postrzelony podczas próby wezwania Policji przez komórkę. Jak się później okazuje, postrzał nie był śmiertelny – pocisk trafił w telefon, a jego fragmenty ugrzęzły głęboko w czaszce nastolatka…

I jeśli oczekiwaliście, drodzy czytelnicy, sensowniejszego wyjaśnienia super mocy, które nagle zaczynają się manifestować u Toma – nigdy go nie otrzymacie. Tak, elementy zniszczonego smarftona wbite w głowę protagonisty nagle sprawiają, że zaczyna widzieć w powietrzu przepływ danych, przejmuje kontrole nad elektroniką i bezproblemowo wysadza w powietrze mikrofalówki. Naturalnie, Tom pragnie wykorzystać swoje nowe moce w celu znalezienia sprawców, a także jak implikuje film – pomścić Lucy, na której owi bandyci dopuścili się zbiorowego … gwałtu.

maisie-williams-in-iboy

Jeśli już czujecie pewne zgrzyty w dobranym przez film tonie, macie dobre przeczucia. Tematy takie jak przemoc, gangi, gwałt, a ostatecznie morderstwo – nijak nie pasują do absurdalnego, komiksowego wachlarzu zdolności Toma. iBoy nieustannie trzyma niezwykle poważny ton, nie ma tu miejsca na chociaż najmniejszy żart czy rozładowanie napięcia. Fakt, że fabuła praktycznie zawsze opiera się na nieokreślonych, wciąż rosnących umiejętnościach bohatera jeszcze bardziej pogłębia brak mojego zaangażowania w to co dzieje się na ekranie.  I nie zrozumcie mnie źle – nie uważam, że film powinien być „marvelowski” i rzucać humorem na prawo i lewo. Doceniam poważne podejście do tematu – niestety nie sposób traktować poważnie tak absurdalnego konceptu jak „człowiek z wifi w czaszce”. Szczególnie, że jego umiejętności zdają się rozrastać w zupełnie kuriozalnych kierunkach, ocierając się chwilami o śmieszność.

Technicznie, nie mogę przyczepić się do wielu rzeczy. Aktorsko nie ma tu wiele do zagrania, chociaż Bill Milner (Tom) i Maisie Williams (Lucy) prezentują się solidnie. Montaż, muzyka, efekty specjalne – zrealizowano poprawnie i znajdzie się parę ładnych dla oka ujęć. Szczególnie zdolności Tom’a wypadają tutaj barwnie i intrygująco. Nie czuć by film miał mały budżet, a to już coś.

iboy-netflix-movie-images-stills-4

Fabuła, oprócz problemów z utrzymaniem tonu i korzystaniem nieustannie z deus ex machiny, podąża bardzo przewidywalną ścieżką. Prosta historia może mieć urok, ale w tym przypadku jedynie bardziej zobojętnia widza. Po seansie, iBoy praktycznie momentalnie odchodzi w niepamięć. Jeśli istnieje film, który jest definicją oceny 5/10, czyli dzieła kompletnie przeciętnego… To prawdopodobnie jest to netfliksowy iBoy.

Produkcja, która stara się niezmiernie wpasować do obecnych kanonów kina superbohaterskiego, popełnia wszystkie jego grzechy i oferuje niewiele wrażeń czy emocji.  I być może nutka ironii, „puszczanie oka” do widza, lżejszy klimat… być może wtedy iBoy wart byłby polecenia. W obecnej formie, jest to film zbędny dla wszystkich oprócz fanów oryginalnej urody Maisie Williams.

badrain

gamer, kinomaniak, ciasteczkowy potwór

KOMENTARZE:

3 komentarze do “iBoy (2017) – recenzja

    • 12.02.2017 o 00:03
      Bezpośredni odnośnik

      Jeśli chodzi o filmy to Netflix stworzył od podstw tylko Beasts of no Nations i to jet perełka wszystkie inne filmy to produkcje niezależne do których Netflix reki nie przyłożył i są to marne gnioty kupione na rożnego rodzaju festiwalach i niestety firmowane jako netflix orginal 🙁 Z filmów którze sam tworzy to np ten film z Willem Smithem z budżetem ok 90 m $. i chyba Death Note ( porzucone przez WB mimo iż miało reżysera i scenariusz i chyba główny aktor był też wtedy wybrany, reszta obsady dołączyła później po przejęciu przez Netflix) aby filmy miały ten sam poziom co np House of cards potrzeba czasu i muszą je zaczać tworzyć od podstaw, co już powoli zaczynają robić :)m W jednym z wywiadów chyba Ceo powiedział że chcą robić filmowe serie i ten film z Smithem ma być pierwszym z wielu 🙂 jesli chodzi o seriale to też te wszystkie spoza USA firmowane jako “orginal” zostały kupione jako gotowe i tez na nie nie mieli wpływu i cześć jest średniej/kiepskiej jakości tak naprawde takie rzeczywiste netflix orginal to na tej liście można zerknąć w pod sekcji streaming http://www.spoilertv.com/ 🙂

      • Edek
        12.02.2017 o 00:34
        Bezpośredni odnośnik

        Na szczęście Taboo u nas HBO a następny to FOX Walking Dead i już same reklamy :::::(, nawet w środku nocy…

Dodaj komentarz

Loading Disqus Comments ...
banner